Żałoba po
poronieniu może trwać rok.
Robienie
zdjęć nienarodzonym dzieciom jest trudnym tematem, bo fotografowanie ludzi po
śmierci jest uznawane za niesmaczne, ale dla rodziców to może być jedyna
pamiątka. Albo mają to zdjęcie, albo nic.
Wywiad z psychologiem Marleną
Trąbińską-Haduch, która prowadzi grupy wsparcia dla kobiet po poronieniu.
- Co
kobieta, która straciła ciążę może zrobić, by sobie pomóc?
- Na pewno
powinna pozwolić sobie na przeżywanie żałoby - wszystkich jej etapów.
Zaakceptować fakt, że to musi trwać.
- Jak długo?
- Mówi się,
że żałoba związana ze zgonem lub odejściem bliskiej osoby trwa rok. Podobnie
jest w przypadku poronienia. Jeśli jednak kobieta traci już
narodzone dziecko, to żałoba może trwać nawet dwa lata. Oczywiście to nie jest
tak, że po upływie tego czasu zapomina się o dziecku, ale siła i natężenie
emocji związanych ze stratą są mniejsze. One już nie dezorganizują życia.
- Jakie są
kolejne etapy żałoby?
- Pierwszy
etap kobiety opisują często jako "zapadanie się w sobie". Mówią o
bólu, cierpieniu i wycofywaniu się z relacji. Ale też niektóre reagują zupełnie
inaczej - biorą się w garść i nadal wypełniają swoje obowiązki, tak jakby nic
się nie zmieniło. Ten pierwszy etap to faza szoku.
- Ile trwa?
- 1-2
tygodnie - bardzo krótko. Drugi etap żałoby to etap zaprzeczania. Do kobiety
zaczyna docierać, co się wydarzyło, ale nie ma w niej na to zgody. Nie chce
przyjąć tego do wiadomości. Myśli o dziecku, wraca do pamiątek po nim. Potem,
po 3-6 miesiącach, przychodzi etap głębokiego, trwałego smutku, który
dezorganizuje życie. Pojawiają się problemy w relacjach z partnerem, spadek
efektywności w pracy. Kobiety skarżą się, że każda czynność wymaga od nich
wielkiego wysiłku. Niektóre mają pełnoobjawową depresję. Oczywiście to, co
teraz opisuję, to sytuacja skrajna. Nie wszystkie kobiety przeżywają stratę tak
intensywnie.
- Kiedy
zaczynają sobie jakoś radzić ze stratą?
- Dochodzi
do tego na czwartym etapie żałoby tzw. "etapie organizacji", czyli
przyłączania trudnego doświadczenia do swego życia. Wtedy zaczynamy te klocki,
które się rozpadły, powoli ustawiać. Budujemy swój domek, który już nie jest
taki sam, jak był. Ma nową jakość. Być może mamy już trochę inne poglądy na
życie, a na pewno nowe doświadczenia, z których także możemy czerpać. To nie
znaczy, że zapomnimy o dziecku, przestaniemy się wzruszać, czy czasem płakać,
ale po zakończeniu tego czwartego etapu będziemy mogły już normalnie żyć.
- Co pani
sądzi o pożegnaniach z nienarodzonymi dziećmi? Słyszałam o ich pogrzebach, a
nawet robieniu im zdjęć. Dla niektórych to szokujące…
- Pożegnanie
z dzieckiem to bardzo ważny element żałoby. Jeśli tracimy bliską, dorosłą
osobę, to zwykle przywiązujemy ogromną wagę do pochówku. Liczy się każdy
szczegół: kwiaty, trumna… Kiedy tracimy
nienarodzone dziecko, to też chcemy zachować pamięć o nim. Stąd te zdjęcia, odciskanie dłoni na
kartce, ubranko, mała tabliczka na rodzinnym grobowcu… To może być szokujące
dla osób, które w tym nie uczestniczą. Nie są z tym emocjonalnie związane.
- Może być
też bardzo trudne, dla osób, które bezpośrednio dotknęła strata, bo przecież
wygląd dziecka urodzonego na wczesnym etapie ciąży może bardzo odbiegać od
naszych wyobrażeń o nim.
- Ale matka
widzi to dziecko innymi oczami. Nie koncentruje się na tym, że ono jest w jakiś
sposób ułomne. Dla niej ważnej jest to, że ma z nim kontakt i może go dotknąć.
Ja bym więc nie rozpatrywała tego w kategoriach trudne lub nie. Poza tym jeśli
kobieta traci dziecko na początkowym etapie ciąży, to nie zawsze je widzi.
Czasem dostaje mały pojemniczek zawinięty w szatkę, który jest symbolem
dziecka. Zdaję sobie sprawę z tego, że robienie zdjęć nienarodzonym dzieciom
jest trudnym tematem dla naszego społeczeństwa, bo fotografowanie ludzi po
śmierci jest uznawane za niesmaczne, ale proszę pamiętać, że dla rodziców to
może być jedyna pamiątka. Albo mają to zdjęcie, albo nic.
- Możemy
liczyć na to, że personel szpitala nie będzie sprzeciwiać się takiemu
pożegnaniu?
- Myślę, że
tak. Jest coraz więcej szkoleń dla położnych i lekarzy, podczas których uczy
się, jak pomóc kobiecie w takich sytuacjach, jak się zachować. Proszę jednak
pamiętać, że kobieta w szoku nie zawsze jest w stanie zadbać o to pożegnanie.
Dlatego powinny się nim zająć osoby z jej otoczenia - może rodzice, może
partner. Kobieta będzie im potem za to wdzięczna. Ale jeśli stanowczo odmawia,
nie można naciskać. Jeśli kobieta czuje, że pożegnanie byłoby wbrew niej, niech
się nie zmusza.
- A co z
kobietami, które nie tylko nie mają ochoty na pożegnanie, ale też mają
poczucie, że nie przeżywają swojej straty "wystarczająco mocno"? One
czasem czują się z tego powodu winne.
Tak, chociaż nie powinny. Każdy ma prawo przeżywać swoje emocje tak,
jak potrafi. Są osoby bardzo wylewne, które do wszystkiego podchodzą bardzo
emocjonalnie, ale są i takie, które wychodzą z założenia "widocznie tak
miało być". Jedni z radości skaczą do góry, inni tylko się uśmiechają.
Kobiety muszą wiedzieć, że mają prawo przeżywać tragedię we własny sposób i
nikt nie powinien tego oceniać.- Od czego zależy to, że jedne kobiety odczuwają żal bardziej, a inne mniej?
- Od ich konstytucji psychicznej, umiejętności radzenia sobie z emocjami, postawy życiowej… Badania pokazują np., że z porażkami życiowymi lepiej radzą sobie osoby, które mają poczucie realności, świadomość, że w życiu raz coś wychodzi, a raz nie, że nad jednymi rzeczami mamy kontrolę, a nad innymi nie możemy zapanować. Dla nich nie każda trudna sytuacja życiowa staje się traumą.
- Czy ma znaczenie, na jakim etapie kobieta straciła ciążę - czy była w 8. czy 30. tygodniu?
- Myślę, że kobiety, które straciły ciążę na późniejszym etapie, mogą uważać, że jest im trudniej niż tym, które poroniły. Mogą myśleć: "ja mam gorzej, bo moje dziecko rozwijało się w moim łonie siedem miesięcy. W dodatku musiałam je urodzić." Jestem w stanie zrozumieć ich tok myślenia, ale uważam, że to, czy kobieta nawiązała więź ze swoim nienarodzonym dzieckiem, nie zależy od tego ile trwała ciąża. Czasem wystarczy, że kobieta zobaczy drugi pasek na teście ciążowym, by w jej głowie powstał obraz dziecka. Już zaczyna myśleć o tym jakie ono będzie, jaki wózek kupi, czy urodzi chłopczyka czy dziewczynkę. Zmienia się myślenieo przyszłości. I potem kiedy traci ciążę, to nie tylko traci to maleństwo, tę szpileczkę…
- ale też marzenia, plany i wyobrażenia.
- Tak. Cząstkę siebie, myślenie o sobie jako o matce. Czasami kiedy kobiety tracą dziecko w późnej ciąży albo tuż po porodzie, próbują poradzić sobie z siłą emocji myśląc: "gdyby to się stało kiedy dziecko miało 8 tygodni, to może byłoby łatwiej". Ja myślę, że niekoniecznie…
- Zdarza się, że kobiety latami trwają w głębokim smutku.
- Tak. Wtedy mamy do czynienia z tzw. "żałobą przewlekłą".
- Co wtedy można dla siebie zrobić?
- Trzeba wrócić do wspomnień, wszystko jeszcze raz przepracować np. podczas pracy z terapeutą.
- Jednak nie każda kobieta pójdzie do psychologa. Może sobie jakoś sama poradzić?
- Tak, może spróbować. Najważniejsze są rozmowy z kimś bliskim. Takie, w których kobieta będzie opowiadać o tym, co się wydarzyło. Ale nie jak widz, tylko jak uczestnik. Trzeba dotrzeć do bolesnych emocji, które towarzyszyły stracie dziecka, poczuć je, opowiadać o nich w pierwszej osobie. Chodzi o to, by nie tyle stracić kontrolę nad emocjami, co zanurzyć się w nich.
- To dość skomplikowane…
- Proszę zastanowić się jaka jest natura emocji. One, obojętnie czy są przyjemne, czy nieprzyjemne, eskalują. W pewnym momencie osiągają swoje apogeum i zaczynają się wyciszać. Jeśli pozwolimy sobie na przeżycie tych najbardziej intensywnych emocji, to one w końcu zaczną słabnąć, a my przekonamy się, że jesteśmy w stanie to przeżyć i nie rozpaść się. Dowiemy się, że możemy pozwolić sobie na przeżywanie także nieprzyjemnych emocji czyli np. złości, strachu, rozpaczy, żalu, smutku i to nie burzy nam życia. Co więcej - poczujemy ulgę. Kiedy staramy się zatrzymać wzrost tych emocji, to nie możemy też doświadczyć ich wyciszenia. Na przykład czas przeżywamy ten sam głęboki (ale jeszcze nie najgłębszy) smutek. Tak można trwać wiele lat. Dlatego lepiej pozwolić sobie na pełne zanurzenie się w tych emocjach. Oczywiście ważne, by ktoś nam w tym towarzyszył. Chodzi o to, by mieć poczucie, że ktoś to jednak kontroluje i czuwa nad nami np. partner, mama czy przyjaciółka.
- Czego nie powinni mówić kobiecie?
- Że to był "tylko płód", "resztki popłodowe" czy "kilkanaście tkanek". Lepiej nie dawać dobrych rad "za chwilę zajdziesz w nową ciążę" i za bardzo nie pocieszać :"nie przejmuj się", "wszystko będzie dobrze", "dacie radę", "jesteś jeszcze młoda", "takie jest życie"…
- Ale przecież niektórym słowa pocieszenia mogą pomóc. Chcą usłyszeć, że mogą coś jeszcze zrobić, by mieć dziecko. Chcą mieć nadzieję, jakiś plan.
- To prawda. Chodzi tylko o to, by nasze rady nie miały charakteru dyrektywnego. Nie mówmy kobiecie jak ma postąpić, tylko powiedzmy raczej: "widzę, że jest ci źle, czy mogę ci jakoś pomóc?". Albo: "Ja w takich sytuacjach radzę sobie tak, że…" albo: "myślę, że to co mogłoby ci pomóc…". Lepiej przedstawić wachlarz możliwości niż konkretne wytyczne. Pamiętajmy jednak, że kobieta, która straciła dziecko najbardziej potrzebuje kontaktu, bycia w relacji. Towarzyszymy jej więc i nie próbujmy jej uciszyć. Mówiąc "oj już przestań, przecież nic się nie stało" tak naprawdę wcale jej nie pomagamy.
Raczej pomagamy sobie.
- No właśnie. Czasami nie potrafimy poradzić sobie z własnymi emocjami, a czasami sądzimy, że nie możemy pokazać naszego smutku, żeby nie dokładać kobiecie cierpienia.
- Czasem rzeczywiście kiedy mamy obok siebie silną osobę, jest nam łatwiej.
- To zależy. Niektórzy potrafią czerpać energię z takiej silnej osoby, ale dla innych jej obecność może rodzić myśli "ja radzę sobie dużo gorzej to znaczy, że jestem beznadziejna" . Jest jednak taka uniwersalna rada dla osób, które chcą towarzyszyć bliskim w trudnych chwilach: powiedz, że jesteś przy nich i jeśli tylko potrzebują pomocy, udzielisz im jej. To się sprawdza, bez względu na to jaką osobowość ma ten, kto przeżywa tragedię.
- Czasem kobiety mają wrażenie, że przyjaciółki proponują pomoc z obowiązku, ale tak naprawdę wcale nie chcą słuchać o ich tragedii.
- Niestety trudne momenty w życiu weryfikują nasze relacje. Ważne, by znaleźć chociaż jedną osobę, do której można się zwrócić nie tylko tuż po stracie dziecka, ale też później. Na początku cierpienie jest bardziej widoczne, ale potem, kiedy trudniej je zauważyć, bliscy mogą myśleć, że kobieta już nie cierpi i nie potrzebuje wsparcia. A to nieprawda.
- Jak rozmawiać z partnerem po starcie dziecka?
- Najlepiej byłoby rozmawiać o tym, co się czuje. Stosować tzw. "komunikat JA" . Mówić: jest mi źle, smutno… No ale to jest sytuacja idealna…
- …bo partner może nie chcieć tego słuchać.
- Tak, ale nie dlatego, że jest obojętny, tylko dlatego, że chciałby, żeby kobieta przestała się źle czuć. Chce się nią zaopiekować i zrobić coś, co poprawi jej nastrój. W ten sposób tworzy się błędne koło: kobieta ma potrzebę mówić o emocjach, a mężczyzna radzi: "kochanie weź się w garść, ja tutaj jestem i chcę ci pomóc". Wtedy ona myśli, że on jej nie rozumie, więc albo zamyka się w sobie, albo jej emocje wybuchają ze zdwojoną siłą. Wtedy on jeszcze bardziej próbuje ją uciszyć. To może doprowadzić nawet do rozłamu między nimi. Czasem też dla mężczyzny słuchanie o cierpieniu kobiety jest tak trudne, że warto, by kobieta znalazła sobie inną osobę, która jej wysłucha.
- A jak rozmawiać z dzieckiem, które spodziewało się narodzin brata lub siostry i jeszcze nie wie, że mama straciła ciążę? Co mu powiedzieć?
- Prawdę.
- Jakimi słowami?
- Wszystko zależy od tego, ile dziecko ma lat. Maluszkom do 1,5 roku życia często w ogóle nie mówimy o tym, że będą miały rodzeństwo. Jednak już 2-3-letnie dzieci są zwykle jakoś przygotowane na powiększenie się rodziny. Im trzeba powiedzieć, że dzidziuś umarł, że tak się czasem dzieje, taki jest porządek świata. Dzieci też będą przeżywać smutek i jakoś próbować poradzić sobie z tą informacją. Potrzebują tego samego, co dorośli, czyli przede wszystkim bycia z nimi w tych trudnych emocjach. Wspierajmy je więc ale też skorzystajmy z szansy jaką ze sobą niosą. Wiele kobiet, które straciły ciążę mówi, że to właśnie starsze dziecko przywróciło im chęć życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz